poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Do domu w koncu

Dzisiaj babcia postanowiła popilnować Irminka a ja mogłam pójść  na miasto . Kiedy wróciłam okazało się , że możemy iść do domu byłam przeszczęśliwa . Kiedy dostaliśmy wypis zadzwoniłam po znajomego  żeby nas zawiózł do domu . Odetchnęłam z wilka ulga , że w końcu pojedziemy do domu , że z nowy wszyscy będziemy znowu razem . Kiedy wróciłam do domu od razu odżyłam bo mała miała się dużo lepiej . Pojechałam do miasta , żebym mogła nadrobić zakupy potrzebne dl Irminki . Zapas pieluszek , chusteczek i dwa kremy już się skończyły wiec trzeba było wybrać się na większe zakupy .  Do tego jeszcze zakupiłam słoiczki z marchewka , którymi ostatnio się Irminka żywiła i soki dla dzieci również marchewkowe miała nadzieje , że wirus do nas już nie powróci .  Ale za kilka dni mieliśmy kolejną wizytę w szpitalu ponieważ szykowało się kolejne echo serduszka . Długo wolnością się nie nacieszymy .  Wiec obładowana wróciłam do domu po rozpakowaniu i wykapaniu maluchów zasnęłam jak niemowlak . przyłożyłam głowę do poduszki i  pozwoliłam oddać się w otchłań  snu . Zmęczenie zmogło mnie po tych kilku dniach byłam fizycznie wykończona . Najważniejsze było to  że z Irminka już lepiej i mogłam w nocy spokojnie spać .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz